zażynanie się...
-
DST
100.05km
-
Czas
03:46
-
VAVG
26.56km/h
-
VMAX
60.13km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
HRmax
184( 99%)
-
HRavg
154( 83%)
-
Podjazdy
900m
-
Sprzęt Felt F5C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj odwiedzili mnie znajomi spod londynu więc wypiłem kilka piwek ale czułem się dzisiaj dobrze.
Jadąc przez miasto tętno miałem jakbym się z kimś ścigał po mieście.
Jechałem "spokojnie" a tętno o 20 wyższe niż normalnie. Jeszcze koło 15km wyprzedził mnie jakiś typek i dosyć żwawo jechał (minimum 35km/h). Kilka km na kole się wiozłem, on gdzieś na jednym z rond odbił w innym kierunku więc ja już na spokojnie sobie jechałem. 3 minuty później oglądam się a tu jedzie znowu ten sam typek. Pociągnął znowu kawałek ale żeby było sprawiedliwie zmieniłem go i ładowałem w korby kilka km z tętnem zbliżonym do maksa:/ Po jakimś czasie podjechał i zaczęliśmy rozmawiać gdzie jedziemy i skąd. Znowu przywalił dobrą zmianę i kawałek dalej odbił w drogę w którą ja powinienem pojechać ale nie usłyszałem gpsa i pojechałem prosto. Oczywiście musiałem się wracać.
Główny podjazd początkowo z wiatrem w twarz ale później już było w miare ok. Zjazd to lipa na maksa. Tak piździło wiatrem że jechałem max 50km/h a jakiś czas temu na tym samym zjeździe leciałem ponad 70...
Niemal cała jazda w strefie beztlenowej, po prostu nie dało się jechać lżej.
Zazwyczaj tętno jak stoję na czerwonym świetle spada do około 100 a dzisiaj ponad 120.
Kategoria 100km>, solo, hardcory