Deszczowy Brevet 300 Peacocks and Kites
-
DST
330.95km
-
Czas
13:11
-
VAVG
25.10km/h
-
VMAX
77.60km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
HRmax
165( 89%)
-
HRavg
123( 66%)
-
Kalorie 6037kcal
-
Podjazdy
3900m
-
Sprzęt Canyon Ultimate CF SLX Custom
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prognozy pogody z dnia na dzien zapowiadaly sie coraz gorsze. Start planowo o 5 wiec poszedlem spac kolo 24 i juz lalo dosc konkretnie. Pobudka o 3:30 - brak poprawy pogody, leje dalej. Krotkie zastanowienie czy aby napewno chce mi sie jechac jakies 14-15h kompletnie przemoczonym. Stwierdzam ze jak juz sie zapisalem to nie wymiekne i jade. Sniadanie, pakowanie i jazda.
Ruszam ubrany na krotko z cieniutka kortka (bylo okolo 13-14stopni i lalo jak cholera). Po minucie jazdy zadalem sobie pytanie: "czy ja jestem glupi czy nie powazny" zeby pchac sie w taki syf na taka trase. Mialem watpliwosci czy ktokolwiek przyjedzie w taka pogode ale jak sie okazalo uzbieralo sie nas 13-14 osob w tym dwie kobiety.
No to jakies ciastko, herbata rozdanie kart brevetowych i punktualnie o 5 w deszczu ruszamy na trase.
Pierwsze 40km w grupie. Pozniej zatrzymalem sie na siku i mimo ze grupka minela mnie max minute odkad ruszylem ponownie nikogo nie moglem dogonic (wiedzialem juz ze prawdopodobnie pomylilem droge ktora byla 300m od miejsca gdzie sie zatrzymalem. Byla mgla ograniczajaca widocznosc na 100-150m bo inaczej widzialbym gdzie grupka pojechala a tak nadrobilem 5km i 3 podjazdy).
Na 1 punkcie kontrolnym po okolo 85km chcialem sie zabrac z pierwsza osoba, ktora bedzie ruszac po podbiciu karty ale niestety chyba jeden typek odjechal w momencie kiedy jak poszedlem do toalety i pozniej juz go nie zobaczylem (a bylem przekonany ze nikogo przede mna nie bylo przez pozostale 230km).
Zzabralem sie z jakims gosciem, ktory jechal juz ktorys raz tego breveta, niestety wspinaczka bardzo slabo mu szla no ale i tak postanowilem ze bede z nim jechal bo wie gdzie jechac. Na 2 punkcie kontrolnym po kolejnych 40km, w momencie gdy my zbieralismy sie do odjazdu dojechala jakas kobitka z gosciem. Ruszylismy we 2. Ja strasznie zmarzlem az mnie trzeslo z zimna wiec wyszedlem na zmiane i staralem sie jakos rozgrzac. Na jednym z podjazdow po 30-40km dogonila nas ta kobitka ktora spotkalismy na 2 PK, jechala zdecydowanie szybciej od mojego obecnego przewodnika wiec postanowilem ze dalej pojade z Nia i tak jechalismy we dwojke az do mety.
Generalnie jechala caly czas na kole i tylko na zjazdach i mocniejszych podjazdach troche strzelala z kola ale generalnie mocna sztuka sie okazala.
Majac okolo 270km w nogach czekala nas najbardziej stroma wspinaczka, nachylenie miejscami ponad 20%, generalnie 16-18% widzialem na odcinku 1,5km.
Na ostatnich 10km moja towarzyszka chyba dostala przyplywu mocy i dala naprawde konkretna zmiane.
Na sam koniec jechalismy sciezka rowerowa i prawdopodobnie tam zlapalem dwa kapcie na raz (po sprawdzeniu okazalo sie ze w sumie w obu kolach mialem 7 lub 8 dziur z czego wiekszosc dosc malych).
Mialem juz prawie od samego poczatku problem z wrzucaniem na duzy blat bo nie dosc ze dlon slizgala mi sie po manetce to jeszcze cos z przerzutka sie dziwnego stalo (chyba dlatego ze byla cala mokra) i nie chcial mimo wielu regulacji wrzucac na pate
Podsumowujac nie zaluje ze pojechalem mimo ze pogoda byla wybitnie niesprzyjajaca. Nienawidze jezdzic w deszczu ale majac w perspektywie konkretniejsze wyzwania trzeba sie hartowac na takie warunki.
Ostatnie okolo 30km nie ma sladu bo bateria w garminie mi padla.
https://connect.garmin.com/activity/802948034
Kategoria 100km>, 200km>, 300km>, 30km>, 50km>, hardcory, w grupie