ZGON i kapeć
-
DST
92.40km
-
Czas
03:15
-
VAVG
28.43km/h
-
VMAX
58.20km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
HRmax
166( 87%)
-
HRavg
139( 73%)
-
Kalorie 1888kcal
-
Podjazdy
290m
-
Sprzęt Felt F5C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj było troszke cieplej niż zwykle i w wyniku tego brakło mi wody i jedzenia niemal w tym samym czasie, na dodatek nie było po drodze żadnego sklepu. Musiałbym specjalnie wbijać się gdzieś w miasto żeby coś kupić (jeszcze zapomniałem wziąść więcej kasy i miałem tylko 1,65funta).
Przed Newport czyli jakieś 25km od domu złapałem kapcia z przodu. Wziąłem się za wymiane i okazało się że przejściówka na wentyl jest zje....a. Pokombinowałem 10 minut i udało się nabić koło.
Od samego Newport jadąc o suchym pysku i bez żarcia z każdym km było coraz gorzej.
Jakieś 15km od domu zacząłem rozmyślać co zjem jak dojade do domu.
5km od domu ledwo już jechałem, oczy już prawie mi się zamykały.
Będąc już na osiedlu 1km od domu przejechałem obok sklepu, po momencie zawróciłem bo już marzyłem o czymś do picia i jedzenia. W minute opracowałem 0,5L coli i milky way'a kupione za "ostatnie pieniądze".
To mój drugi taki przypadek zgona, ale nie najgorszy.
Na wykresach elegancko widać że 40 minut od końca jazdy prędkość zaczęła stale spadać razem z tętnem. Poprostu nie byłem w stanie jechać mocniej, wstawałem raz na jakiś czas żeby się troszke pobudzić.
Kategoria solo, 50km>, hardcory, 30km>